McFIT

Jest już późno, jutro czeka mnie kolejny dzień w fabryce więc post będzie szybki i treściwy.

Moja sąsiadka podjęła się walki aby w 100 dni być fit, a ma jej w tym pomóc osobisty trener. Oczywiście trzymam kciuki za powodzenie tej misij.

Kilka dni wcześniej stwierdziliśmy, że pójdziemy raz do niej na siłownię i raz do mnie do Zdrofitu aby porównać panujące warunki. Dziś akurat przypadł dzień kiedy to pojechaliśmy na Nowy Świat do siłowni, która nazywa się McFIT. Prawdę mówiąc to nic o niej nie słyszałem więc nie spodziewałem się fajerwerków. Na początku plusem jest lokalizacja. Siłownia mieści się na rogu Nowego Światu i ul. Świętokrzyskiej w Warszawie czyli praktycznie Centrum. Pod siłownią jest Biedra więc przed treningiem można się zaopatrzyć w izotonik i banana co też uczyniłem.

Recepcja – ładna, schludna, czysta, a po drugiej stronie zgrabna pani „trener”, która na wstępie mówi „cześć”. Nie wiem jak Wy, ale jak ktoś mi wylatuje na „ty” to coś mnie trąca.

Kartę, która służy jako przepustka na siłkę i klucz do szafki w przebieralni otrzymałem w minutę po pokazaniu dowodu osobistego. Aby dostać się do szatni musiałem iść ok 250m i wejść na piętro wyżej. Siłownia jest naprawdę ogromna i imponująca. O ile uważam, że siłka na Potockiej w porównaniu do Zdrofitu to jaskinia, o tyle McFIT to istny hangar z maszynami, bieżniami, workami treningowymi i czym dusza zapragnie. Na zwykłej siłowni znajdują się przeważnie 2,3 rowerki, 3,4 wiosła i po jednym urządzeniu na daną grupę mięśni np. jedna ławka ze sztangą. W McFIT? Ławka na klatę? Wybierz sobie jedną z ośmiu. Bieżnia? Chyba z 30 sztuk. I tak naprawdę wygląda cała siłownia! A wszystko jest nowiutkie, czyste, zadbane i idealnie oświetlone. Dziś mówiłem mojemu koledze, że przestrzeń jest taka, że moglibyśmy wziąć rowery i pograć w polo na luzie. Myślę, że może ona liczyć ok 600-800 metrów kwadratowych. Dodatkowo posiada kilka oddzielnych sal gdzie można poćwiczyć np. rozciąganie, spinning, boks. Sale są w pełni wyposażone w worki, maty, a zamiast trenera są wyświetlane projekcje z wirtualnym instruktorem, który mówi nam jak ćwiczyć. Osobiście dziś skorzystałem z 30 minutowego treningu podstawowego na rowerze stacjonarnym (spinning). Po 10 minutach miałem kompletnie dość – szczerze polecam. Wiem, że na wiosnę będę solidnie przygotowany do jazdy.

Często zdarza się tak, że idziemy na siłownię z kimś i po treningu umawiamy się, że czekamy na siebie. Tu powstaje problem bo jedni biorą prysznic 2 minuty, a niektórzy potrafią się moczyć i 15-20 minut. Tutaj siłownia też pomyślała o bardzo wygodnych i szerokich kanapach zlokalizowanych tuż przy wejściu/wyjściu abyśmy mogli poczekać na koleżankę, która suszy włosy pół godziny 😉

Zostaje kwestia finansowa. Za lokal z takim sprzętem, przestrzenią i wygodą jestem skłonny wydać ok 160-200 zł miesięcznie. I tu również miło jestem zaskakiwany. W tej sieciówce istnieją dwa karnety:

– 89 pln miesięcznie – pod warunkiem abonamentu rocznego

-119 pln miesięcznie – umowa na czas nieokreślony z 3 miesięcznym terminem zakończenia umowy

I tu zaczną trochę punktować lokal.

W zwykłej siłowni mogę kupić sobie karnet na miesiąc, a np. w przyszłym miesiącu ćwiczyć gdzie indziej lub zwyczajnie zrezygnować. Tu mamy natomiast już UMOWĘ, a tego słowa nie lubi chyba większość z nas. Umowa tzn. zobowiązanie. Wiem, że przez np. rok będę płacił 89 zł. Niby nie jest to dużo, ale jednak coś tam z tyłu głowy jest co wcale nie sprawia, iż jestem z tego powodu szczęśliwszy.

Drugim minusem jest trener, a dokładnie jego brak. Niby stoi dziewczyna na recepcji z napisem na koszulce „trener”, ale nie można patrzeć na klientów i jednocześnie ich obsługiwać, w szczególności kiedy jak już wspomniałem siłownia ma ponad 600 metrów i dwie kondygnacje. W takim przypadku właściciel przybytku powinien zatrudnić dodatkowo 4-5 osób, które znają swoją pracę  czyt. Zdrofit, ale odbiłoby się to zapewne na cenie karnetu. Sam dziś byłem świadkiem gdzie facet „ćwiczył” na wiosłach. Nie wiem co planował osiągnąć ale tracił tylko czas i energię, żal było patrzeć….

Ostatnim małym minusem to prysznice. Pięknie, ładnie i trzy prysznice. Na siłownię, która jest czynna 24h, 365 dni w roku, która może pomieścić ok 100 osób….

Podsumowując.

Jeżeli znacie technikę ćwiczeń, wiecie na czym ćwiczyć to ta siłownia jest wręcz idealna.

Natomiast jeżeli dopiero zaczynacie swoją przygodę z ciężarami to proponuję siłownię na której trener może Wam naprawdę pomóc lub nastawcie się na kilka płatnych treningów z trenerem personalnym, który pokaże, które ćwiczenia powinniśmy uwzględnić oraz jak technicznie je prawidłowo wykonywać, aby się nie okazało, że po roku ciężkich treningów robiliśmy coś źle i nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.

Dieta specjalna bo szpitalna

Mój blog na razie jest czysto rekreacyjny, a to oznacza, że wpinam tu swoje luźne rozważania i przemyślenia. Tym razem będzie podobnie. Impulsem do napisania tego posta była moja kilkudniowa wizyta w szpitalu. W tym roku byłem w nim już czwarty raz więc  przed przyjściem zakupiłem produkty żywnościowe, a moi przyjaciele również nie zawiedli przynosząc odpowiednie smaki. Niestety nie każdy ma taką możliwość i  wtedy jest zdany na łaskę szpitalnych kucharek. Chyba każdy kto był w tym przybytku lub przynajmniej kogoś odwiedzał to wie o czym piszę.

Nie zamierzam teraz kopiować mądrości ze strony Instytutu Żywności i Żywienia oraz pisać o tym co powinniśmy jeść. Zwyczajnie zamieszczę tu dziś tylko piramidę żywieniową oraz przedstawię trochę informacji z w/w strony:

piramida zdrowego ywienia i srednia 450 x 631

ZASADY ZDROWEGO ŻYWIENIA

  1. Dbaj o różnorodność spożywanych produktów.
  2. Strzeż się nadwagi i otyłości, nie zapominaj o codziennej aktywności.
  3. Produkty zbożowe powinny być dla Ciebie głównym źródłem energii (kalorii).
  4. Spożywaj codziennie co najmniej dwie duże szklanki mleka. Mleko można zastąpić jogurtem, kefirem, a częściowo także serem.
  5. Mięso spożywaj z umiarem.
  6. Spożywaj codziennie dużo warzyw i owoców.
  7. Ograniczaj spożycie tłuszczów, w szczególności zwierzęcych, a także produktów zawierających dużo cholesterolu i izomery trans nienasyconych kwasów tłuszczowych.
  8. Zachowaj umiar w spożyciu cukru i słodyczy.
  9. Ograniczaj spożycie soli.
  10. Pij wystarczającą ilość wody.
  11. Nie pij alkoholu.

Oczywiście wszystko dalej jest ładnie wyjaśnione i opisane. Dla zainteresowanych zamieszczam link do strony:

http://www.izz.waw.pl/pl/?option=com_content&view=article&id=7

Wydawać by się mogło, że szpitale państwowe mając na względzie zdrowie pacjentów (przecież po to są) powinny wypełniać zarządzenia Instytutu Żywności i Żywienia. Nie wspomnę o składkach, które odprowadzam….

Teoria, teorią a praktyka pokazuje swoje.

20141115_080942 20141115_121905 20141115_162716

Rower, Nocny Rower

Jest zima, a ja miałem się skupić wyłącznie na siłowni, diecie i luźnych rozważaniach jednak nie sposób nie wspomnieć o grupie rowerowej, a raczej o ludziach którzy ją tworzą czyli dokładnie o Nocnym Rowerze (NR). Nie sposób nie wspomnieć gdyż liczy ona już lekko ponad 10 lat i posiada bogatą historię.

Założycielem grupy i prowodyrem całego zamieszania jest Tadeusz Baranowski vel Tadek vel Ojciec Dyrektor. Miejscem spotkań tej grupy był i jest budynek Metropolitanu, który znajduje się przy pl. Piłsudskiego. Początkowo zawsze spotykaliśmy się o 23. Z biegiem czasu jednak godzina ta bywała trochę bardziej ruchoma.

Pamiętam początki kiedy dołączyłem gdzieś w 2005r – zwykłe spodenki w których potrafiłem biegać za piłką nożną, bawełniana koszulka, o kasku można była zapomnieć. Dwa, trzy lata później kiedy ktoś przyjechał w stroju kolarskim i kasku to był wielki szał, o spd’ach nie wspominając.

Czasy były wtedy całkowicie inne. Jeździliśmy przez całą noc, często oglądając wschód słońca na Podzamczu, paląc ogniska na Młocinach i nie martwiąc się mijającym czasem. Teraz patrzę na NR starszy o 10 lat mając za sobą: dziesiątki spotkań, uśmiechów, urodzin, tysiące okazji do spotkań zarówno przy herbacie jak i przy piwie bez rowerów w różnych lokalach. Przez te 10 lat zmieniło się naprawdę dużo. Z młodzieńczej jazdy po Warszawie z grupą znajomych pojawiły małżeństwa, dzieci, związki, przyjaźnie. Gdzieś również skurczył się czas na całonocną jazdę po mieście. Ze zwykłej przygody i chęci wyjścia upalnym latem na miasto przejechałem gdzieś na dwóch kołach fazę dorosłości, a niektórzy również fazę maratonów, sprzętu o którym tylko mogliśmy pomarzyć w przeszłości, a mimo tego wszystkiego nie zapomnieliśmy o sobie i wzajemnych relacjach. Może nie każdy ma teraz czas na takie spotkania, ale bardzo wiele osób jest ze sobą związanych i spotyka się poza rowerem.

Fenomenem Nocnego Roweru jest nie tylko sam zamysł wspólnej jazdy, ale także wycieczki tematyczne. Co tydzień (piątek) prowadzący wymyślał trasę oraz temat wokół którego cała wycieczka się kręciła. Do dziś często ta forma spotkań ma miejsce np. NR Cmentarny, gdzie ludzie jeździli po cmentarzach i opowiadali ciekawe historie z nimi związanymi, NR szpitalny, NR szlakiem krów (były kiedyś w Warszawie) i wiele innych. Co roku grupa spotyka się podczas wielu uroczystości – chociażby aby podzielić się jajeczkiem Wielkanocnym.

Przypomniała mi się teraz historia gdzie Maja Włoszczowska uległa wypadkowi, a członkowie Nocnego Roweru przesłali jej taką oto wiadomość, za którą to Majka się odwdzięczyła w swojej książce „Szkoła życia”:

Maja Włoszczowska i NR

Mimo, iż czasu coraz mniej to grupa nadal aktywnie jeździ i dołączają do niej nowe twarze.  Przyznam szczerze, że dawno mnie nie było i żałuję, że nie pojawiłem się na ostatnim spotkaniu, nie porozmawiałem choć na chwilę z kilkoma osobami, ale obiecuje, że jak tylko zrobi się trochę cieplej to zawitam i poświecę lampkami wraz z ludźmi nocą po mieście.

NR MetropolitanNR w lesie

Michał

Rozdział ten powstał pod wpływem impulsu, a jest nim siłownia oraz chęć poprawienia swojej sylwetki(oczywiście na lato ;)). Moim celem do stycznia, lutego 2015r jest nabranie masy mięśniowej,a następnie redukcją tanki tłuszczowej i zbicie wagi do 87-90kg. Aktualnie w pierwszym miesiącu nabrałem ok 3kg masy co uważam za fantastyczny wynik i ważę 100,4kg. Także moja siła wzrosła bardzo szybko choć wiem, że to tylko tak wygląda na początku. Zobaczymy jak będą wyglądały dalsze moje postępy.

Pamiętam jak swego czasu, w zimę ważyłem 106,5kg przy wzroście 186cm, znajomi sugerowali mi, że powinienem trochę zrzucić tłuszczu natomiast ja nie widziałem żadnych powodów aby miał tak uczynić, a bieżący stan był całkiem na miejscu. Dopiero latem kiedy schudłem do 94kg (trochę diety i sporo ruchu) i wyciągnąłem swoje zimowe koszulki i bluzy rowerowe to bardziej przypominały mini spadochrony niż odzież wierzchnią. Dodatkowo uznałem, że nadal te 94kg to jednak za dużo i przydałoby się jednak jeszcze kilka kilogramów zrzucić. Uwielbiam wszelkiego rodzaju ruch, ale nienawidzę ograniczać się jeżeli chodzi o odżywianie się. Niestety albo stety potrafię całkiem dobrze gotować (co potwierdzają nawet gotujące kobiety) i przy okazji też sporo zejść. Na nieszczęście kocham wszystko co zawiera makaron, ryż i sosy, również te oparte na dużej ilości tłuszczu, nie pogardzę tiramisu i innymi słodyczami gdyż jestem strasznym łasuchem.

Jak wspomniałem wcześniej w poprzednim moim poście od wiosny do jesieni dominuje u mnie rower. Często (o ile mam taką możliwość) staram się jeździć do pracy rowerem. Nawet 10-12km w jedną stronę daje mi sporą satysfakcję, a po pracy nie muszę się śpieszyć na autobus, tramwaj, nie stoję w korkach, sam wybieram sobie trasę do domu lub zwyczajnie dokręcam sobie kilometry w zależności od pogody czy nastroju. Natomiast w weekendy często dołączam się do jednej z wielu grup warszawskich rowerowych, gdzie w zależności od tempa i dystansu wybieram odpowiedni dla mnie wariant. Czasami mam ochotę na typowy lajtowy piknik czyli jazda z 15 osobami w tempie 20-26km/h z dość częstymi przerwami na jakieś jedzonko i napoje, a innym razem organizator mówi z góry że jedziemy 28-30km/h, robimy 100km, max 2 przerwy i nie ma zmiłuj czyt. wysiadasz = zostajesz.

Staram się wypośrodkować takie wycieczki i bardzo chętnie wyjeżdżam gdzieś pod Warszawę (do 60km), tak aby nacieszyć się widokami, a po drodze wpaść do knajpy i zjeść coś dobrego, a przy okazji odwiedzić i poznać nowe miejsca np. dworki, zamki, bunkry, nowe ścieżki rowerowe, lodziarnie itd. Tym sposobem potrafię machnąć ok 150-300km w weekend i kilkadziesiąt w środku tygodnia. Zimą natomiast ten regularny ruch zamiera (trenażer nie sprawia mi przyjemności). Wtedy staram się znaleźć alternatywę dla roweru. Co roku chcę sprawdzać coś nowego co sprawi, że nie będzie to tylko tzw. zapchaj dziura sportowa, ale ciekawe rozwiązanie w pełni zastępujące rower w tym okresie. Próbowałem nart zjazdowych, biegówek, sportów walki, siłowni, basenu, łyżew, biegania, długich spacerów. Narty zjazdowe mnie do końca nie kręcą i ciężko jeździć co 2 dni jako, że mieszkam w Warszawie, sporty walki niestety kolidują często z moimi godzinami pracy to zostaje mi tak naprawdę bieganie oraz siłownia gdzie sam sobie jestem panem czasu. Bieganie nie tylko pozytywnie wpływa na moje samopoczucie, ale też na samopoczucie mojej suni – Reby, która biega razem ze mną 🙂

Na działce

DSC08441

 Dzięki bieganiu miałem okazję poznać wiele fantastycznych osób podczas powitań oraz poprzez grupy biegowe takie jak:

  1.  http://www.warsawtriclub.com/
  2. http://www.ergo-sklep.pl/
  3.  Żoli Runners (moje ostatnie odkrycie) – muszą trochę popracować nad PRem 😉

O ile Ergo rozpoczyna bieg na Jana Pawła, o tyle WITC mają swój start zawsze przy barze PKP Powiśle. Ludzie są tam fantastyczni, ale nie uśmiecha mi się jeździć 40 minut w jedną stronę i biegać po asfalcie, kiedy pod nosem na Żoliborzu, 5 minut po wyjściu z domu mam Kępę Potocką, lasek bielański, masę parków, a na upartego mogę pobiec na Młociny czy nad Wisłę. Stąd mój ostatni wybór padł na wspólnie bieganie z Żoli Runnes, którzy spotykają się w środy o godz 20 przy wejściu do parku na pl. Wilsona. Jest to bardzo mała grupa biegaczy, która liczy ok 60 osób, ale co tydzień zawsze zjawia się ok 8-12 osób, które przebiegają 10km bardzo delikatnym tempem (6min/km).

Żoli runersZatem jeśli nie wiecie z kim zwyczajnie pobiegać na Żoliborzu czy Bielanach to z czystym sumieniem polecam Wam tę grupę. W Śródmieściu biega Ergo. Natomiast jeśli zależy Wam oprócz biegania jeszcze na pływaniu i jeździe na szosach to proponuję abyście skontaktowali się z Kenem Globermanem z WITC. Nie martwcie się, że są to wymiataki, którzy cisną po 20-30 km na treningu choć i tak biegają. Sam jestem totalnym amatorem, który truchta ok 5-10km dla własnej przyjemności. Kiedy biegałem dwa lata temu od października do marca (kontuzja) to zaczynałem od 4km z tempem tetryka, a w marcu robiłem sobie rozbiegania po 15-18km z moją partnerką biegową i to nie kilometry mnie ograniczały, a zwykła monotonia samego biegu (ileż można).

Aktualnie w planach mam zamiar połączyć zarówno siłownię, bieganie i spróbować swoich sił w cross-ficie do czego namawia mnie trenerka na siłowni, która sama również prowadzi zajęcia fitness. Zauważyłem, że sport to tylko część sukcesu do dobrego samopoczucia i ładniejszej sylwetki. Drugim elementem jest odpowiednie i racjonalne żywienie czyli dieta, ale to już drodzy czytelnicy kolejny etap i wpis w życiorysie.

Z pozdrowieniami

Michał

11 listopada

Jestem trochę rozdarty. Z jednej strony chciałem napisać o przyjemnie spędzonym dniu wśród bliskich mi osób, gdzie spokojnie siedząc graliśmy w planszówki, a podczas powrotu do domu na rowerze z psem odkryłem nowy neon wiszący na moście gdańskim – „MIŁO CIĘ WIDZIEĆ”.

-Milo-Cie-widziec--na-moscie-Gdanskim

Z drugiej zaś strony atmosferę spokojnego dnia zakłóciła rzesza (nie wiem nawet jak ich nazwać) ludzi, którzy wrzeszcząc, gwiżdżąc musiała wybuczeć swoje racje.Na czym one polegają? Nie mam pojęcia i chyba większość ludzi tego nie wie.

11 listopada co roku kojarzy mi się z odzyskaniem niepodległości przez Polskę po 123 latach zaborów. Otóż nie!

11 listopada to dzień w którym co roku oglądam w telewizji burdy, walki, krew, podpalenia, zniszczone mienie. Dziś idąc pod mostem Poniatowskiego nasłuchałem się bluzgów pod adresem stacji telewizyjnej z grupy ITI i innych „pieśni patriotycznych”.

Niestety nie mogłem za długo pozostać w okolicy gdyż (obstawiam) warszawiacy zrzucali na ulice niżej (tam gdzie szedłem) petardy wybuchające z ogromnym hukiem. Rozmawiałem z moją koleżanką, która opowiadała mi o tym, że „patrioci” próbowali wrzucić jej do mieszkania kilka takich petard, a jak się nie udało to krzyczeli do jej sąsiada korzystając jakże bogatej łaciny podwórkowej u którego wisiała zarówno flaga polska oraz europejska.

Dlaczego policja nie jest w stanie posiadając tyle materiałów z kamer, śmigłowców (widziałem sam trzy), monitoringu łapać co rok np 200 ludzi, którzy nie są przystosowani do życia w społeczeństwie, a następnie wymierzyć im surowe kary np. min. 5 lat więzienia, gdzie musieliby zarobić na jedzenie? Dlaczego nie zrobić tak, że wiezień ma zagwarantowaną wodę i dietę szpitalną np 2 parówki dziennie? Dopiero praca którą wykona pozwoliłaby mu na to aby mógł zjeść normalny posiłek, a społeczeństwo dzięki takiemu rozwiązaniu miałoby np. wyczyszczony teren zieleni, odetkane rowy melioracyjne lub inne prace zgodne z wiedzą osadzonego. Nie rozumiem sytuacji w której w Polsce uczciwie zarabiająca osoba, która odprowadza składki nie może się dostać do szpitala, a jeśli już się w nim znajduje to otrzymuje psie żarcie, a zwykły bandyta pod maską tłumu wszczyna burdy czując się przy tym całkowicie bezkarnym. Nie rozumiem też patologii polskiego wymiaru sprawiedliwości począwszy od typowej huliganki po recydywistów. Dla nich natomiast powinna powrócić kara, która istniała do 1988r, a została niestety zaprzestana. Szkoda bo partia polityczna, która by wróciła do tego rozwiązania prawdopodobnie by otrzymała mój głos.

Przypomina mi się historia angielskiej piłki nożnej gdzie tam również toczyły się regularne walki kiboli. Podobnie było przecież nie tak dawno w Niemczech. A teraz? Na stadionie nie ma siatek odgradzających kibiców od piłkarzy. W Polsce taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Przecież Ci ludzie nagle nie stali się grzeczni i kulturalni. To wysokie kary, konsekwentne oraz skuteczne działania policji spowodowały, że sytuacja jest zdecydowanie inna.

Czuję, że do momentu kiedy policja nie zdobędzie szacunku społeczeństwa, a kary nie będą surowe i nie będą egzekwowane, to na ulicy będą rządzić bandyci wycierający sobie mordy wolną i niepodległą Polską.

Bandyci na marszu niepodległosci

Wybór siłowni

Nie wyobrażam sobie życie bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej.

Staram się otaczać ludźmi, którzy żyją swoimi pasjami, a w szczególności sportem. Wiosną, latem i jesienią zdecydowanie króluje rower. Natomiast zimą przestawiam się na bieganie wraz z psem, siłownię oraz biegówki.

Nadszedł ten moment gdzie powiesiłem rower na ścianie i zacząłem myśleć nad aktywnością, która przygotuje i wzmocni mój organizm na nowy sezon, a także poprawi sylwetkę.

Mój wybór padł na siłownię. Zawsze chodziłem w Wawie do OSiR na ul. Potockiej na Żoliborzu. Lubiłem to miejsce ze względu na fakt, że po ćwiczeniach mogłem się wygrzać w suchej saunie. Siłownia niestety jest tam bardzo mała, a „trenerzy” zajmują się bardziej sobą, a nie ćwiczącymi osobami. Do sauny natomiast wpadają chmary ludzi po basenie w strojach kąpielowych lubiących się wygrzać w ścisku. Tłumaczenie, że strój kąpielowy jest niedopuszczalny oraz wiszące tabliczki przed wejściem informujące o tym jak należy wejść do sauny niestety nie powodują styknięcia się synaps u większości osobników.

Oprócz siłowni w zimę chodzę z moim kolegą Maciejem na bilard do 147 break na ul. Nowogrodzkiej (szczerze polecam) na kartę Multisport+. Stwierdziłem, że poszukam sobie siłowni, która akceptuje tę kartę, z dobrym dojazdem od domu. Kilka osób mi wcześniej polecało Zdrofit (http://zdrofit.pl/) i właśnie tam skierowałem swoje kroki.

Zawsze ćwiczę rano i na czczo. Zazwyczaj wypijam kawę i cukrem, zakładam buty i lecę. Pierwsze moje wrażenie na siłowni to mała konsternacja. O godz 06:30 rano na Potockiej byłem sam i po 30 minutach pojawiała się jakaś osoba. W Zdroficie ok godz. 06:45 ćwiczyło już 5 osób (siłowni czynna od 06:30), ale jednocześnie bardzo miła niespodzianka. O ile w OSiR Żoliborz 5 osób to tłok, o tyle w Zdroficie 5 osób w żaden sposób nie przeszkadza w ćwiczeniach.

Przy szatni (poziom -1) znajduję się sprzęt cardio np. rowerki, bieżnie, trochę sprzętu do ćwiczeń brzucha, maty oraz worek treningowy. Na parterze mieści się siłownia „docelowa” czyli cały ten sprzęt, który ma nam zapewnić prawidłową i piękną sylwetkę. Siłownia ma ok 200m i znajduje się na niej sprzęt na którym nawet nie ćwiczyłem i taki którego nie sposób nie było spotkać na siłowni na Żoliborzu ze względu na małą ilość miejsca. Na pierwszym piętrze odbywają się wszelkie rodzaju zajęcia fitness które zamierzam sprawdzić, a w szczególności crossfit.

Dodatkowo też, od czasu do czasu biegam – staram się dwa razy w tygodniu, a codziennie mam zapewnione min. 1,5h ruchu z moją psiną. Muszę tylko wszystkie ćwiczenie dobrze rozłożyć w czasie tak abym miał siłę na dodatkowy trening. Przy takim wysiłku i intensywności czas ogarnąć na poważnie odpowiednie żywienie. Nie wyobrażam sobie wstawać co drugi dzień o 05:30 rano, ciężko ćwiczyć i nie mieć odpowiednich efektów. Dlatego tak ważnym elementem będzie niedługo dieta. Mam nadzieję rozwiać Wasze wątpliwości w późniejszych postach (o ile się pojawią).

Siłownia jest miejscem, które pozwala nam doskonalić swoja ciało i przekraczać granice. Ważni są jednak ludzie, z którymi jesteśmy i tyczy się to tak naprawdę każdej dziedziny życia: pracy, przyjaciół, sąsiadów, a także tych na siłowni. Minął zaledwie miesiąc, a już zdążyłem poznać dziewczyny, które pracują na recepcji, trenerów i ludzi którzy ćwiczą. Zaledwie miesiąc temu sam nie wiedziałem jak działa dana maszyna, a teraz sam widząc nową osobę staram się pomóc.

Podobną pomoc uzyskałem od trenerów, Patrząc z perspektywy starej siłowni trener to osoba, która siedzi na ławce, patrzy w dal, puszcza muzykę i udziela rad tylko tym, którzy mają indywidualny program treningowy (czyt. tym co zapłacili za trening). Moje kolejne zdziwienie pojawiło się na drugiej wizycie kiedy trenerka zaczęła mnie poprawiać przy ćwiczeniach, za co jestem jej bardzo wdzięczny gdyż odpowiednia technika to podstawa. Mimo, iż ćwiczyłem przez ponad 2 lata na siłowni (12 lat temu) to jednak człowiek gdzieś zapomina odpowiednich ruchów. Okazało się, że na niektórych ćwiczeniach musiałem odjąć 2,5kg do 5kg.

Do dziś czasami mija mnie „moja Pani trener” i z przechodząc z przekąsem mówi – „nie oszukuj” 😉 .

Siłownia nie jest tylko czterema ścianami wypełnionymi sprzętem. Siłownia to też ludzie z którymi możemy porozmawiać, wymienić poglądy, doświadczenia (nie tylko treningowe), a także zarazić się nową pasją.

Zatem jeśli dopiero zaczynacie przygodę z siłownią lub jakąkolwiek dyscypliną to zobaczcie czy dobrze się tam czujecie i są koło Was będą ludzie, którzy mogą Wam pomóc.